Reklama

Gulczyńska: zdolności nadprzyrodzone

Im dłużej rządzi się miastem, tym lepiej rządzi się miastem. Nie. To nie ja wymyśliłam to przesłanie. To słowa Mirosława Kruszyńskiego, zastępcy prezydenta Poznania.

Jeśli przyjąć, że tak doświadczony samorządowiec ma rację, to ekipa rządząca Poznaniem już dawno osiągnęła poziom perfekcji. "Tak jest istotnie" - słyszę za plecami słowa Ryszarda Grobelnego. I widzę dowody, jakie podtyka nam pod nos: rankingi, konkursy, wyróżnienia i odznaczenia.

Tylko czy ktokolwiek w miarę trzeźwo myślący może zgodzić się z kuriozalną maksymą Kruszyńskiego? Śmiem wątpić. Dla mnie te słowa są jednym z wielu dowodów na to, że długie rządzenie miastem tym panom zamazało pole widzenia, niebezpiecznie zawęziło i wykoślawiło perspektywę. Czy nie jest przypadkiem tak, że kadencyjność sprawowania władzy daje szansę na coś innego, niż zarządzanie poprzez zasiedzenie? Gdyby wsłuchać się w mocno zatrącające cynizmem słowa Kruszyńskiego, trzeba by dojść do wniosku, że zmiana władzy na skutek wyborów to największy problem demokracji i właściwie, gdyby była taka okazja, może warto by się zastanowić nad zniesieniem wyborów. Zawsze przecież niosą ze sobą ryzyko zmiany władzy, a więc zajęcia stanowiska przez kogoś, kto jeszcze nie rządził, czytaj - jest żółtodziobiem, czytaj - będzie z założenia rządził fatalnie.

Słowa Mirosława Kruszyńskiego nie są jednak przejęzyczeniem, małym ekscesem, przedwyborczym lapsusem spowodowanym nerwową jesienią. Są symptomem głębszego problemu, jaki trawi Poznań. Dla grupy, która od lat sprawuje władzę w mieście, pewne wstydliwe wydawać by się mogło gesty stały się naturalnymi odruchami. Pojęcie wstydu w niektórych kwestiach zniknęło, bo skoro nikt nie wytyka pewnych zachowań, to przecież nie ma tematu. Kuriozalne zdanie zastępcy prezydenta to jedno. Weźmy kolejnego wice - Tomasza Kaysera. Jest w mieście odpowiedzialny m.in. za bezpieczeństwo. To podczas ostatniej kadencji Straż Miejską rozsadziła od środka afera korupcyjna. Po burzy medialnej, serii artykułów i materiałów poświęconych tej sprawie, prezydent podjął decyzję o zmianie komendanta straży. Według wielu - podjął ją zbyt późno, kiedy sprawa nabrała już porządnych medialnych rumieńców. Pytany dziś o swoją opieszałą reakcję, Kayser, ku osłupieniu części poznaniaków, potrafi odpowiedzieć, że to media nagłośniły sprawę. Rozdmuchały. Niepotrzebnie wyolbrzymiły stosunkowo niewielki w gruncie rzeczy problem. Można odnieść wrażenie, że gdyby nie owo uparte wyolbrzymianie, zmiany Alojzego Łowickiego na Wojciech Ratmana wcale by nie było.

Jerzy Stępień, kolejny zastępca Ryszarda Grobelnego. Podczas ostatniej kadencji głośno było o aferze w izbie wytrzeźwień. Zmarła bezdomna kobieta, nietrzeźwych badali w izbie niekoniecznie lekarze, ale m.in. ochroniarze i kierowniczka ds. administracyjno-gospodarczych. Prezydent Stępień szefową izby zwolnił, kiedy sprawa była już na ustach wszystkich, nie tylko w Poznaniu. I znów, według wielu, tę decyzję podjął późno, zbyt późno. I znów, dziś pytany o tę sprawę, Jerzy Stępień powtarza: media sprawę nagłośniły, ja zareagowałem w odpowiednim momencie.

Gdyby świat faktycznie wyglądał tak, jak widzi go zza swojego biurka ukrytego w gabinecie usytuowanym za rzędem korytarzy z lśniącymi podłogami, rzędem schodów, w urzędzie miasta ulokowanym za parkingiem i czerwono-białą bramką z budką ochroniarza wiceprezydent Mirosław Kruszyński, oznaczałoby to jeszcze jedno. Dziś rządząca ekipa osiągnęła poziom perfekcji, potrafi więc krytycznie spojrzeć na własne poczynania. Potrafi wskazać, które decyzje były błędne, które dziś ocenia jako podjęte pochopnie lub nawet ze szkodą dla miasta. Przecież proces rozwoju zakłada, że na pewnych etapach jesteśmy dalecy od poziomu perfekcji, błądzimy jak dzieci we mgle i dopiero, wraz z upływem czasu i szlifowania formy, osiągamy perfekcję godną pozazdroszczenia. Tyle, że ta właśnie, rządząca od lat ekipa, zdolności krytycznego spojrzenia na własne poczynania absolutnie nie posiada. Pytani o własne niepowodzenia, prezydenci wskazują na plany, których nie udało się zrealizować z przyczyn, jak sami podkreślają, obiektywnych. Nie ma najwyższego wieżowca w Polsce - nie z naszej winy, nie ma pieniędzy na III ramę - nie nasza wina, nie ma parkingów Park&Ride - to inwestorzy nie są zainteresowani. Widocznie rządzenie miastem to nie funkcja i praca, ale powołanie - jeśli tak, faktycznie nie ma się czego uczyć, bo wszystko jest dane w sposób niejako nadprzyrodzony.

Dla rządzącej ekipy owo rządzenie stało się po prostu oczywistością, czymś właśnie na kształt powołania, a nie pełnionej czasowo funkcji. Ryszard Grobelny do 21 listopada będzie obdarowywał poznaniaków swoją obecnością podwójnie: jest prezydentem, jest też kandydatem na prezydenta. Czy ta podwójność jest czystą sytuacją? Jak rozdzielić kampanię kandydata od sprawowania funkcji? Dlaczego nie domagać się ograniczenia na czas kampanii pełnienia funkcji do niezbędnego minimum - podpisywania ważnych dokumentów, spotykania się z interesantami z dala od blasku fleszy i obecności kamer? Czy faktycznie można powiedzieć "wszystko w porządku, nic się nie stało", jeśli prezydent-kandydat dwa i pół tygodnia przed wyborami zwołuje konferencję i ogłasza z zadowoleniem, jakie wspaniałe hotele, restauracje i centra handlowe powstaną na odzyskanych po latach sporów Wolnych Torach? Mówi to ten sam człowiek, który znany jest z ważenia słów w kwestii inwestycji wymagających dużych pieniędzy. Zasady rynkowe, opłacalność, bilans ekonomiczny - te argumenty często padają z ust Ryszarda Grobelnego przy okazji pytań o konkretne plany. Okazuje się, że w kwestii planów niekonkretnych owe argumenty nie obowiązują i można kreślić wizje, które nie mają najmniejszego w tej chwili poparcia jakimikolwiek wyliczeniami. Czyżby czas przedwyborczy poluźniał hamulce?

Chodzi zapewne o coś jeszcze - mistrzowskie wręcz kreowanie własnego wizerunku. Dobry, troskliwy, myślący przyszłościowo gospodarz, nieomylny i zrównoważony, który nie zaskakuje, jest za to solidny. To wizerunek Ryszarda Grobelnego, zastygły już w bezdyskusyjny i nienaruszalny monolit. Kreowanie wizerunku to oczywiście zadanie dla każdego kandydata. Dlaczego przychodzi na myśl jeszcze jedna refleksja. Ostatnia debata przedwyborcza w telewizji WTK. Pytania wzajemne kandydatów. Pada pytanie do Grzegorza Ganowicza, kandydata PO, o jego spot przedwyborczy. Ganowicz w owym spocie dużo czasu spędza w tramwaju. Zapytany o to, jaki udział faktycznie ma tramwaj w jego poruszaniu się po mieście, kandydat PO odpowiada, że to 10-15%. Dodaje jednak, że nie musi jeździć tramwajem, żeby rozumieć problemy użytkowników komunikacji miejskiej, tak jak nie musi być lekarzem, by chcieć wybudować szpital. To wszystko prawda. Pytanie tylko, czy gdyby miał negocjować, dajmy na to z lekarzami szpitala im. Strusia, na spotkanie z nimi Grzegorz Ganowicz przyszedłby w białym kitlu?

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

17℃
6℃
Poziom opadów:
0 mm
Wiatr do:
15 km
Stan powietrza
PM2.5
4.18 μg/m3
Bardzo dobry
Zobacz pogodę na jutro